Wiecie, że to już 20. (słownie: dwudziesty) post z cyklu "Kopalnia talentów"? To już dwudziesta osoba chwali się Wam swoim talentem. Do dzisiejszej ankiety wybrałam Alinę - osobę, którą poznałam osobiście na spotkaniu Małopolanek. Alina, znana w sieci jako Aliwero, świetnie włada szydełkiem, serwetkami i klejami do decoupage'u. Ze spotkania zapamiętałam właśnie jej wieszaki na ubrania ozdobione decu i zielony szal :)
Nasza bohaterka o sobie:
Mam na imię Alina, jestem krakowianką przez tzw. zasiedzenie. Od lat mam swoją pasję, czy hobby jak kto woli, która ubarwia moje życie. Swojemu rękodziełu oddaję się bez reszty w każdej wygospodarowanej chwili. Jest to sposób na szczęście, smutki i złe emocje. Swoimi pracami dzielę się z innymi i czasami jak zdążę sfotografować pokazuję na blogu.
Czym się zajmujesz?
Przede wszystkim prowadzę normalny dom, ciągle troszczę się o rodzinę, wychowuję męża i „niestety” dorosłe już dzieci.
W pracy zawodowej; pomagam, douczam, wychowuję, wspieram oraz rozwiązuję sprawy „trudne i beznadziejne”.
Poza tymi codziennymi oczywistymi obowiązkami z wielką radością uspakajam swoje rozbiegane i niespokojne ręce wszelkimi robótkami. Szydełkuję, szyję, haftuję, turlam i filcuję, ozdabiam techniką decoupage, robię kartki, wstążeczkowe karczochy, broszki i naszyjniki z tkaniny. Próbowałam lepić z masy solnej, modeliny, zmierzyłam się z origami. Próbowałam i od razu porzuciłam frywolitkę i makramę. Podejmuję się często robienia zdjęć, chociaż niestety wychodzą mi słabo, nie zniechęcam się, bo mogę je wykorzystywać na blogu. W niedalekiej przyszłości planuję poznać bliżej sutasz i techniki koralikowe.
Swymi dziergutkami wypełniam każdą wolną chwilę i przez to życie mam przyjemniejsze i barwniejsze.
Jak to się zaczęło?
Bardzo dawno temu w szkole podstawowej poznałam możliwości szydełka, nauczyłam się wyszywać. Potem tato zmobilizował mnie do robienia na drutach. Była to działalność iście terapeutyczna choć długo nie zdawałam sobie z tego sprawy. Po prostu wyciszałam swoje emocje i byłam szczęśliwsza. Na studiach ubierałam się po swojemu wykorzystując własne umiejętności. Później szyłam sukienki dla swoich córek, robiłam sweterki, ubierałam lalki, lepiłam z dziećmi z masy solnej. Po latach odkryłam decoupage, filcowanie, modelinę FIMO.
I tak czas biegnie a ja wciąż nie mam ulubionej techniki i zajmuję się wszystkim po trochu.
Co uważasz za swój największy sukces?
Sukcesem dla mnie jest to, że wciąż mi się chce. Chce mi się pracować i tworzyć w coraz to innych technikach.
Co i dla kogo najchętniej tworzysz?
Robię to co mi w duszy zagra. Zazwyczaj większość moich prac powstaje z potrzeby chwili; dla rodziny, przyjaciół, znajomych, z okazji świąt jako prezent, dla dekoracji domu, w podziękowaniu „dla kogoś za coś” itp. Lubię twórczość dla dzieci – bo nie wydziwiają tylko konstruktywnie krytykują. Często wykonuję prace na aukcje charytatywne. Muszę przyznać, że w rękodziele stworzyłam sobie status rozdawcy a nie wystawcy-sprzedawcy i dlatego zazwyczaj nie czerpię korzyści finansowych. Czasami żałuję tego a czasami nie. Tak jak kiedyś stwierdził prof. Władysław Bartoszewski: „na pewno nie wszystko, co warto, to się opłaca, ale jeszcze pewniej […] nie wszystko, co się opłaca, to jest w życiu coś warte” – i tego się mocno trzymam.
Skąd czerpiesz inspiracje do nowych prac?
Inspiracje często rodzą się same, coś mi wpadnie do głowy, jakiś dziwny pomysł przerodzi się w działanie. Czasami coś podpatrzę w Internecie, u blogowych koleżanek (np. ostatnio torebka-truskaweczka). Niekiedy ujrzę kolorową serwetkę i od razu wiem co z niej mogę zrobić. Zdarza się, że czegoś szkoda mi wyrzucić, więc poleży chwilkę albo i dłużej i doczeka się na zrecyklingowanie.
O czym marzysz?
Marzę aby moi najbliżsi byli wciąż blisko mnie, aby los zawsze był dla mnie na tyle łaskawy, bym zachowała dobry wzrok i sprawność rąk, bym mogła tworzyć, dziergać, turlać, ozdabiać dotąd dokąd będzie mnie to cieszyć.
Czasem marzę by tylko rękodzieło było sposobem na moje życie i zarabianie pieniędzy. Ale to chyba nierealne w dzisiejszej polskiej rzeczywistości. A może gdybym zajęła się tylko jedną techniką byłoby to możliwe? Sama nie wiem.
Na koniec zapraszam do domowej pracowni niespokojnych rąk, aby pooglądać więcej dzieł Aliny, przekonać ją, że nie wolno zapominać o zdjęciach swoich prac i że nie warto było się stresować postem na moim blogu. :)
pozdrawiam ciepło :) ja też ze spotkania zapamiętałam przepiękne wieszaki i świeczniki świąteczne :)))prawdziwe arcydzieło :)
OdpowiedzUsuńJakie to wszystko śliczne... :)))
OdpowiedzUsuńChyba mówimy o tym samym spotkaniu:) gratuluję zdolności i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOdwiedzam i podziwiam wyroby Aliny, miło jest bliżej poznać.
OdpowiedzUsuńAlinka bardzo fajny wywiad, miło się go czyta :))
OdpowiedzUsuńDziękuję Kasiu za nominację do Kopalni talentów.
OdpowiedzUsuńZmobilizowałaś mnie tym do poprawy wizerunku mojego smutnego bloga.
Teraz czuję się jeszcze zobowiązana do częstszego umieszczania postów i odwiedzania innych blogów.Troszkę jak uczennica-ale obiecuję poprawę. Dzięki jeszcze raz, do zobaczenia.
O! Ja widzę ,że Alinka tworzy piękne rzeczy!!!!
OdpowiedzUsuńCudowności
OdpowiedzUsuń