sobota, 30 sierpnia 2014
Słowo na weekend ---> nie istnieje...
Ile razy zaglądam do mojego niemałego zbioru włóczek, to zawsze brakuje mi tej konkretnej, której chciałabym użyć do danego projektu. Albo kolor nie ten, albo grubość nie ta, albo po prostu jej skład mi nie odpowiada.
W tym momencie zaczyna się kombinowanie skąd zdobyć to, co mi potrzeba i już rodzi się w głowie pomysł na zamówienie włóczek przez internet. A przy okazji wpadnie do koszyka kilka innych motków, bo przecież się opłaca, bo tanio, a przesyłka ta sama... i rośnie to zamówienie z jednego motka do dziesięciu...
Rozumiecie mnie prawda? I w tym właśnie momencie okazuje się, że pojęcie "za dużo włóczek" nie istnieje. Zawsze jest ich za mało. Ludzie patrzą i mówią: "masz wszędzie włóczki", "przecież one się tutaj nie zmieszczą", "do końca życia tego nie przerobisz". I nie zrozumie ten, kto nie dzierga czy nie uprawia żadnego innego rękodzieła.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Witam w Klubie :)
OdpowiedzUsuńOstatnim razem jak potrzebowałam włóczki na zajączka, to skończyło się na 20 motkach ...
Pozdrawiam :)
Ps. A ja mam duży strych :)
Zgadza się. Własnie wróciłam z mojego nie małego strychu, koleżance chciałam zrobić podkładkę pod kubek, ale oczywiście ten kolor jaki potrzebuję jest nieosiągalny w moich zapasach...to straszne:)))
UsuńOch jak ja Cię rozumiem...;-) Tylko mnie w tej chwili brak kasy ogranicza :D I jestem skazana na wyrabianie tego co mam bo przecież bez dziergania nie da się żyć ;-)
OdpowiedzUsuńRozumiem mam to samo i tylko jak wracam ze sklepu z pełniutka torbą włóczek jakieś wyrzuty sumienia mnie podgryzają. To mija jak mam szydełko w w rękach ale powraca jak chowam kolejną moją pracę w przepastnych pudełkach bo nie mam z nią co zrobić. Szydełko jednak uzależnia i trzeba z tym nałogiem żyć. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńRozumiem cię doskonale. Podpisuje się pod stwierdzeniem że " nie ma pojęcia za dużo włóczek".
OdpowiedzUsuńMój przepaścisty strych zawiera jej więcej (zarówno ze względu na różnorodność jak i ilość) niż największa pasmanteria w moim mieście. Gdyby nie odpowiednia segregacja na kilkunastu regałach chyba bym niczego nie mogła znaleźć.
Pozdrawiam
Moje włóczki pełzają po ścianach. Są lepsze od pnących roślin, bo nie trzeba ich podlewać. "Pnącze" rośnie kiedy dokupuję włóczki. A rośnie tak pięknie, że nie mogę sobie odmówić dokładania :P
OdpowiedzUsuńWiem o czym mówisz... Ja mam tak z koralikami. Niby ostatnio niewiele przerabiam ale zawsze mi czegoś brakuje. Ostatnio zaczęłam kupować też włóczki :) pomysłów mam masę, zwłaszcza na kolorki, których jeszcze nie mam :) Co ja bym dała za taki "mały" gabinecik na te moje skarby...
OdpowiedzUsuńhahaha a myślałam, że tylko ja tak mam;) Włóczki i muliny, dużo, oj dużo tego i jakby jeszcze za mało?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kasia...czy ty nas ostatnio nie podsłuchiwałaś?:) Bo my tak z Andzią ostatnio, że tu to i to i to a nic z tego się zrobić nie da:D
OdpowiedzUsuńJak to dobrze wiedzieć, że nie tylko my tak mamy:)
To tak jak u niektórych kobiet z ubraniami, ja mam z włóczką: "nie mam wystarczająco wełny", ale jednocześnie "nie mam już miejsca na wełnę" :)
OdpowiedzUsuńOoooo Kasia trafilas w samo sedno. Ja tu na meza narzekam ze swoje lumpy wszedzie wklada, a jak raz wi wytknal te wszystkie miejsca, w ktorych mam wloczki, to az mi sie wstyd zrobilo. ;) chyba sobie pawlacz zrobie albo co ;) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTytusTheCat
Pewnie, że Cie rozumiem! Tylko, że u mnie jesty niedobór kordonków, a nie włóczek, ponieważ zajmuję się frywolitką ;) Mam ich cały wieeelki kosz, wydawało mi się, że posiadam wszystkie możliwe kolory, ale ostatnio koleżanka zażyczyła sobie taką bransoletkę, że musiałam całe miasto obejść, żeby coś podobnego znaleźć;)
OdpowiedzUsuńMiłego dnia!
Masz rację. Ja Cię doskonale rozumiem. Mam podobnie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńChyba wszystkie na to chorujemy :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się nie istnieje "za mało włóczek", ja jeszcze znam mogę do tego dołączyć " za mało materiałów/ tkanin", ale bardzo dobrze znam " za mało miejsca" !!! :-) i często się ograniczam :-( w zakupach
OdpowiedzUsuńTakie banalne, a takie prawdziwe... :)
OdpowiedzUsuńA u mnie nie istnieje takie pojęcie jak za dużo muliny.
OdpowiedzUsuńskąd ja to znam - włóczki walają się po salonie - pod i za łóżkiem - niektóre koczują już kilka lat,
OdpowiedzUsuńale sukcesywnie są przeglądane i uszczuplane do konkretnej pracy - kłębki zawędrowały już w
stronę kolejnego gościnnego łóżka oraz na balkon (te, których najczęściej szukam...)
i choć nadal coś dokupuję - bywa, że cmokam z niezadowoleniem - nie, to nie to, inna by się teraz
zdała - dobrze, że pasmanterie nie są otwarte całodobowo :)))
Podpisuje się pod tymi słowami obiema rękami. Nigdy za dużo włóczek, kordonków, szydełek (i innych narzędzi pracy), pomysłów... Niestety "za mało miejsca/za mało czasu" również daje o sobie znać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Kasiu, cieszę się że dla ciebie jak i dla mnie szydełko to co kocham, twoje prace są inspiracją, dziękuję za to , mam nadzieję że nasze losy gdzieś się spotkają kiedyś, wielki szacunek , bardzo doceniam ludzi którzy robią w życiu to co kochają, ja obecnie jestem na rozdrożu , mam nadzieję że skończę ze swoją obecną pracą i będę się mogła poświęcić się temu co naprawdę czuję, czyli szydełku i koralikom , włóczkom to co mnie motywuje do działania.
OdpowiedzUsuń